Beti – zagłodzona suczka nie chciała jedzenia, pragnęła tylko ludzkiego dotyku
Nasza historia z Beti rozpoczęła się od wyjazdu do miejscowości oddalonej o około 200 km od mojego miejsca zamieszkania. Osoba z mojej rodziny trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Nie było możliwości szybkiego powrotu do domu, trzeba było czekać.
Pewnego dnia naszym oczom ukazała się piękna sunia owczarka niemieckiego. Beti była strasznie chuda, przerażona, agresywna. Panicznie się jej wystraszyłam.
W jakich warunkach żyła dotąd Beti?
Z relacji sąsiadów dowiedziałam się, że jak jej się udało zerwać z łańcucha to jadła. Dobrzy ludzie ją karmili. Jak dobrych ludzi nie było, to polowała – na kury lub inne stworzenia. Cóż, instynkt przetrwania. Mówili, że dzwonili po służby, bo pies był bity, straszony, gdy próbował bronić właściciela. Niestety nikt się nie pofatygował, aby jej pomóc.
Mąż 3 dni próbował do niej podejść. Miała strasznie zapieczony żołądek. W garnku, który niby miała na jedzenie był tylko surowy makaron, żadnej wody.
Właściciel zmarł. A ona nadal reagowała na nas agresją. Jak pies szkolony do walk…
Dopiero w niedzielny poranek, gdy mąż szedł do niej z jedzeniem, wsunęła pysk pod rękę, by ją pogłaskać. Nie chciała jedzenia – chciała się przytulić. Choć nadal się jej bałam, decyzja zapadła szybko. Beti jest nasza.
Beti w nowej rodzinie
Przyszedł poniedziałek – dzień wyjazdu. Tak strasznie piszczała. Zapakowałam dzieci do auta zamknęłam dom i pojechaliśmy do nas. Byłam w domu o 19 zostawić dzieci u sąsiadów. Zmieniliśmy auto na większe i pojechaliśmy po psa. Sąsiad do mnie zadzwonił, mówił, że cały czas wyła od naszego wyjazdu, nie ma pojęcia, co się stało, bo zapadła cisza. Powiedziałam mu, że za parę minut po nią będziemy.
Na drugi dzień pojechaliśmy z nią do weterynarza. Mając książeczkę zdrowia znaliśmy jej wiek – 3 lata. Postawili ją na wadze – 15 kg.
Weterynarz zakazał szczepienia, boistniało ryzyko, że to ją zabije. Odrobaczyliśmy ją. Potrzebowaliśmy czasu na doprowadzenie jej organizmu do ładu. Nie miała nawet szczepienia na wściekliznę.
Nadal była w niej agresja. Ja byłam za słaba psychicznie, więc zajmował się nią mąż. Po miesiącu karmienia, tulenia trochę się uspokoiła. Przytyła na tyle, aby można było ją zaszczepić. Była bardzo grzeczna, nawet nie pokazywala ząbków.
Walka z agresją
Gdy została zaszczepiona, mąż zaczął ją brać do domu. Oczywiście przy dzieciach w kagańcu, bo ja nadal się bałam. Minął jakiś czas – Beti nie musiała już mieć kagańca. Była spokojna, przynajmniej tak nam się wydawało.
To był błąd. Ugryzła mojego młodszego syna – gdy ten chciał dać jej chrupka, który mu spadł. Na szczęście tylko wbiła kła. Pies trafił na tzw odizolowanie, gdy męża nie było w domu. Chyba zrozumiała swój błąd, bo teraz dziecko, które ugryzła jest dla niej świętością.
Uczymy ją wszystkiego od początku. Komend, zachowania itd. Jest już u nas 5 miesięcy w tym czasie przeszła wszystkie badania, szczepienia. Jakimś cudem jest w pełni zdrowa. Waży już 30 kg i dała nam więcej miłości niż mogliśmy to sobie wyobrazić. Cały czas walczymy o jej stabilność.
Super, że się nie poddaliście i nie oddaliście psa po ugryzieniu dziecka. Dzieci często przekraczają akceptowalne dla zwierzęcia granice i nie jest to wina zwierzaka.