Adopcja psa to duża zmiana w życiu człowieka. A co dopiero dwóch?
Nazywam się Magda i od 5 lat jestem bull-mamą.
Brzmi jak wyznanie uzależnionego, prawda? W sumie niewiele mija się z rzeczywistością.
Bullowate to wyjątkowe psy i nie potrzeba wiele czasu, aby pokochać je całym sercem.
Nasza przygoda z nimi zaczęła się w 2012 roku, kiedy postanowiliśmy adoptować psa. Przekopywaliśmy się w nieskończoność przez zdjęcia smutnych psów za kratami schronisk… Nie wiem, jak długo trwało, zanim trafiliśmy na nią: czarną kulkę z łobuzerskim spojrzeniem!
Od razu zadzwoniliśmy do Fundacji AST. Zaczęliśmy wypełniać formalności – ankieta adopcyjna, później wizyta przedadopcyjna. Zaskoczę Was trochę, bo wcale nie wypełnialiśmy tych wszystkich kwestionariuszy po naszą wypatrzoną kulkę.
Wypełnialiśmy to wszystko, bo domu nie znalazła jej siostra! To samo spojrzenie diabła. Po przejściu przez wizytę PA mogliśmy odebrać (aż ze stolicy! pociągiem!) naszą Dafi. Miała ze 3, może 4 miesiące, chude nóżki i okrągły brzuszek. Demon jak malowany.
Im bardziej rosła tym bardziej się okazywało, że z amstaffa (za którego ją wszyscy brali) to ma tylko uśmiech i charakter. Aktualnie Czarna, Dafi, jest zwana wyżłostaffem.
Miesiące po adopcji nie należały do najłatwiejszych. Dafi niszczyła wszystko, gdy zostawała sama. Żadne z nas nie znało wtedy pojęcia „lęk separacyjny”… Na szczęście trafiliśmy na świetną trenerkę, która pokazała nam, jak pracować z Czarną, żeby problem zniknął.
Jakiś czas po adopcji Dafi, za tęczowy most odeszła moja kundelka. Psia babcia, która nauczyła młodszą a większą „siostrę” wielu przydatnych umiejętności (czyli jak wyjadać ze śmietnika, kiedy nikt nie patrzy, jak wykopać kwiat z donicy, żeby ziemia była w całym domu).
Chyba wtedy zaczął kiełkować pomysł kolejnej adopcji…
Kolejne miesiące upływały nam na spacerach i nauce. Poznawaliśmy nowych ludzi i kolejne psiaki.
No i w końcu nadszedł ten dzień, gdy wypatrzyłam na portalu z ogłoszeniami psa… Głuchy, 2-miesięczny bullterrier pod opieką Fundacji SOS bullterrier. Zaczęły się batalie w domu…
Przecież wszyscy wiedzą jak niebezpieczne są bullteriery! A do tego jest głuchy!
Mimo wszystko przeszliśmy przez procedury adopcyjne. Okazało się jednak, że nie będziemy najlepszym domem dla TEGO bulla. Dziewczyny z Fundacji na szczęście nie zostawiły nas z niczym. Dały nam numer do hodowcy, u którego urodziło się głuche szczenię i który szukał pomocy w adopcji.
Z hodowcą odbyliśmy dziesiątki rozmów, pojechaliśmy również, by poznać go osobiście. Przede wszystkim jednak, by spotkać naszą (wtedy jeszcze hipotetycznie naszą) bulinkę.
Potem nastąpiły tygodnie przygotowań na przybycie nowego członka rodziny
Zakupy, książki, poszukiwania odpowiedniego trenera, który nas poprowadzi. Kiedy odbieraliśmy Alkę z hodowli, byliśmy przygotowani jak na armagedon. W sumie tego się właśnie spodziewaliśmy po naszych doświadczeniach z Czarną.
Czas po adopcji Alki to ciągła walka, żeby przestała sikać w domu, żeby przestała niszczyć meble i w końcu zaczęła się „słuchać”.
Niby wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ale wszystko nas zaskoczyło. W końcu przemogliśmy się i zaczęliśmy używać kennela, który do tej pory kurzył się w kącie. I wiecie, że to pomogło? Alka zaczęła się wyciszać, praca szła nam łatwiej. Suki też dzięki temu znacznie lepiej się dogadywały.
Tym oto sposobem mamy dwa wspaniałe psiaki. Może nie są idealne pod każdym względem – nadal broją, wszczynają awantury i pilnują swoich zabawek. Ale dla nas są najlepsze pod słońcem. I myślę że, jak na totalnych laików, wychowanie bullowatych poszło nam całkiem przyzwoicie.
A teraz krótko Wam opowiem, co zyskaliśmy na adopcji naszych psów.
Dzięki Dafi zajawiłam się na szkolenia z psami. Zrobiłam kurs petsittera a później kurs psiego trenera. Zaczęliśmy poznawać innych bull-walniętych. Po adopcji Alki zaczęłam rysować krótkie komiksy i tworzyć (głównie na własny użytek) akcesoria dla psów. Okazało się, że mamy niesamowite pokłady cierpliwości. Wykazywaliśmy się kreatywnością i zaangażowaniem. Stworzyliśmy bloga i fanpage na facebooku, żeby pokazać jak normalne jest życie z głuchym psem. Braliśmy udział w akcjach promujących adopcję. Wystąpiliśmy w radio i tv internetowej. Prowadziliśmy zajęcia dla dzieciaków w podstawówce.
A wiecie co bym robiła gdybym ich nie adoptowała? Nic. Kompletnie nic… I za to jestem najbardziej wdzięczna – że teraz wszystko mi się chce!
Autorka tekstu: Magdalena Kasperek