Pokochaj go takim jaki jest – historia Agi, Funi i Maksi
Po 13 latach odszedł mój ukochany Atos. Pomimo żałoby zdecydowałam się na adopcję psa ze schroniska. Nie miałam żadnych konkretnych wymagań, żadnych oczekiwań – jedyne na co zwracałam uwagę to wielkość psa. Musiał być mały, gdyż z dużym nie poradziłaby sobie moja mama. Moja decyzja była szybka i całkowicie spontaniczna.
Wybór padł na maleńka sunię. Gdy ją zobaczyłam, była zaledwie tydzień po sterylizacji i leżała wtulona w materac. Psina zachowywała się tak, jakby chciała, żeby nikt jej nie zauważył. Pracownik schroniska podał mi ją na ręce. Małe ciałko drżało, czułam niespokojne bicie serduszka. Wiedziałam, że biorąc ją w swoje ramiona, przyjmuję na siebie ogromną odpowiedzialność. Podczas załatwiania formalności pocałowałam ją w łepek i obiecałam, że bez względu na wszystko zostanie ze mną do końca swoich dni. Tak tez stało się, żyła obok mnie 12 lat. Była kochaną sunią.
Początki nigdy nie są łatwe
Początki były trudne. Pierwsze spacery wyglądały tak, że wynosiłam Agę na rękach i kładłam na ziemi, a ona leżała. Po jakiejś chwili próbowałam ją podnieść. Wtedy przywierała do ziemi tak, że z całych sił wpijała się w grunt pazurami. Trwało to przez jakiś tydzień. Wreszcie sunia nabrała do mnie zaufania i zaczęła grzecznie spacerować. Gdy coś ją przestraszyło, uspokajała się na dźwięk mojego głosu. Po spacerach przyszła kolej na przełamywanie kolejnych barier. Bała się wszystkiego – nowego posłanka, pierwszej zabawki. Powoli zmieniała się w normalnego psem. Stała się ufna, kochana..
Aga Odeszła po chorobie 4 lata temu. Nie umiałam żyć bez psiego towarzystwa. Znowu udałam się do schroniska. Tym razem wróciłam z dwoma suniami. Większą – Maksi i mniejszą – Funią. Maksi jest pieskiem ze wsi, uratowanym przez wolontariuszki w interwencji. To dzielna i kochana sunia, teraz mieszka w centrum Warszawy, jeździ windą, nauczyła się nie niszczyć sprzętów domowych. Funia, gdy dołączyła do nas, trzy tygodnie siedziała w domu, panicznie bała się z niego wyjść. W końcu pokonała strach. Obie przeżyły koszmar w swoim życiu. W tym roku mijają cztery lata odkąd jesteśmy razem. To nie był łatwy czas. Czy żałuję? Skąd.
Kocham je bardzo, tak jak kochałam Agę, Atosa czy wcześniejsze moje zwierzaki. Mogę opowiadać o nich godzinami.
Jednak najbardziej zależy mi na przekazaniu tego, że wybierając pieska do adopcji, nie trzeba kierować się tym jaki on ma być, tylko pokochać go jaki jest. Uwierzcie mi, psiaki uratowane są kochane i potrafią okazać wdzięczność. Jedyne czego potrzebują to dużo miłości i zwłaszcza na początku – cierpliwości.
Autorka tekstu: Barbara Felchnerowska