Cztery psy i my – jak adoptować, żeby nie zwariować
Jeden pies to dużo miłości i obowiązków, przy dwóch jest jeszcze ciekawiej, ale dopiero kiedy dobijasz do czterech, zaczyna się prawdziwa zabawa. Szczególnie kiedy trzy z czterech futrzaków to psy adoptowane, z traumami i specjalnymi potrzebami. Czy na cztery psy zdecydowałabym się ponownie? Zdecydowanie tak!
Bella i Leon
Pierwsza pojawiła się Bella – owczarek niemiecki. Kilka miesięcy wcześniej pożegnaliśmy nasze dwa psiaki. Bąbla, również ONka przygarniętego prosto z ulicy oraz Fionę, małego rudego kundelka, który – jak mieliśmy w zwyczaju mówić – powstał na bazie jamnika.
Oba Psiaki odeszły za Tęczowy Most w mocno podeszłym wieku. Po jakimś czasie postanowiliśmy spełnić z mężem marzenie sprzed lat i tak pojawiła się u nas Bella, prześliczny szczeniak. Naszym drugim marzeniem był od zawsze leonberger, jednak ze względów finansowych, pozostawał on poza naszym zasięgiem. A przynajmniej tak nam się wydawało…
Ogłoszenie zmieniające życie
Pewnego długiego mroźnego wieczoru przeglądałam ogłoszenia na jednym z popularnych portali. Miałam tajemny plan adoptowania jakiegoś dorosłego psiaka. Sprawa nie była prosta. Mój mąż nie wykazywał zbytniego entuzjazmu, poza tym dwójka dzieci w wieku szkolnym, szczeniak i dwa koty utrudniały sprawę. Nie zrezygnowałam jednak z pomysłu i regularnie sprawdzałam, co tam w ogłoszeniach piszczy…
Owego wieczoru znalazłam dokładnie to, czego szukałam – starszego psiaka. Z opisu wynikało, że jest łagodny, uwielbia dzieci i nie reaguje na koty. Ze zdjęcia patrzyły na mnie brązowe ślepia, w których natychmiast się zakochałam. A dodatkowo opisywany pies był w typie LEONBERGERA! Po kilku dniach rozmów, zastanawiania się, rozważania wszystkich “za” i “przeciw” sięgnęłam po telefon…
Proces adopcyjny Leona
Proces adopcyjny Leona zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pani prowadząca adopcję była niewiarygodnie rzeczowa i konkretna. Otrzymaliśmy pełen komplet informacji o psie – jego potrzebach, charakterze i zachowaniu.
Ja również musiałam dokładnie opowiedzieć o naszej rodzinie, trybie życia, wysłać zdjęcia poprzednich psów, itd. Po przejściu wstępnej weryfikacji, pozostało pojechać na spacer zapoznawczy. Zapakowaliśmy córki oraz Bellę do samochodu i pojechaliśmy na spotkanie Leona.
Kiedy opiekunka z domu tymczasowego wyprowadziła go do nas, od razu wiedziałam, że on JUŻ jest członkiem naszej rodziny.
Spacer nie trwał długo, a Leoś jasno dał do zrozumienia, że chce jechać z nami. Najzwyczajniej w świecie zatrzymał się przy naszym samochodzie, usiadł i nie było mowy o tym, żeby wrócił do opiekunki… To była chyba najbardziej bezproblemowa adopcja na świecie.
Po kilku dniach było tak, jakby Leon mieszkał z nami od zawsze.
Nasza młodsza córka (8 lat) i Leoś to najlepsi przyjaciele. Każdy dzień zaczyna się od dłuuuugiego przytulaska. Ze względu na słuszny wiek konieczna jest dodatkowa dbałość o jego zdrowie, szczególnie stawy, nie jest to jednak zbyt uciążliwe
Tosia
Niecałe dwa miesiące po adopcji Leona pani, która prowadziła jego adopcję, zamieściła na FB informację o kolejnym znalezionym psie w typie leonbergera.
Tym razem była to młoda, około 2-3 letnia suczka, okropnie straumatyzowana. Błąkała się przynajmniej miesiąc, była wychudzona i przerażona. Jej gabaryty budziły strach wśród ludzi i poleciał w jej kierunku nie jeden kamień…
Na szczęście, udało się ją odłowić i powoluteńku dochodziła do siebie w domu tymczasowym, tym samym, w którym wcześniej mieszkał nasz Leon. Śledziłam uważnie jej losy i kibicowałam ze wszystkich sił, aby jak najszybciej znalazła nowy, kochający dom.
W Tośce nie sposób się nie zakochać od pierwszego wejrzenia. Ma spojrzenie mądrzejsze od większości ludzi i jest chodzącą radością życia.
To znaczy – teraz jest, bo początkowo nie było tak wesoło… Kiedy pokazałam posta z Tośką mężowi, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu stwierdził: „Przecież mamy warunki, żeby ją adoptować”. Tym razem to on przekonywał mnie, że opieka nad trzema psami nas nie przerośnie.
Po kilku dniach zastanowienia zadzwoniłam do pani prowadzącej adopcję. Proces był o tyle łatwiejszy, że zdążyliśmy już poznać specyfikę opieki nad molosem w praktyce. Wiedzieliśmy, że Tosia będzie potrzebowała czasu, żeby nam zaufać i poczuć się bezpiecznie.
Ustaliliśmy, że sterylizacja zostanie przeprowadzona w domu tymczasowym, a my poczekamy, aż sunia dojdzie do siebie, żeby nie dokładać jej stresu.
W końcu nadszedł dzień spaceru zapoznawczego
Leon, Bella, mój mąż i ja pojechaliśmy poznać Tosię osobiście.
Bella i Leon kochają cały świat i chętnie przyjęli pod swój dach nowego członka rodziny. Więcej wysiłku wymagało przekonanie Tośki, że nie musi się bać nas – ludzi. Nie wiemy, przez co przeszła w swoim życiu, ale jedno jest pewne – nie spotkało jej wiele dobra ze strony człowieka.
Przez pierwsze tygodnie jej pobytu musieliśmy zmienić swoje nawyki – mówić ciszej, poruszać się ostrożniej, nie wykonywać gwałtownych ruchów. Tośka kuliła się ze strachu za każdym razem, kiedy ktoś podniósł przy niej głos lub machnął ręką. Na szczęście to już przeszłość.
Teraz Tośka chętnie wystawia brzuch do głaskania i wariuje z Bellą i Tymkiem (Leon raczej zabawy obserwuje, w jego wieku trudno nadążyć za młodzieżą). W stosunku do obcych Tosia wykazuje ostrożność i dystans, ale nie agresję. Kiedy ktoś odwiedza nas drugi czy trzeci raz, zwycięża w niej ciekawość i podchodzi bliżej, żeby przekonać się, kto to przyszedł.
Najlepiej czuje się jednak, kiedy w domu są wszyscy domownicy i zero obcych. A my nie jesteśmy już w stanie sobie przypomnieć, jak to było, zanim nasza księżniczka z nami zamieszkała 🙂
Tymek
Ze względu na charakter mojego zawodu (pracuję z domu) oraz miejsce, w którym mieszkamy (duży dom na wsi), uznaliśmy, że możemy powiększyć naszą futrzastą bandę o jeszcze jednego członka. Poszukiwania trwały ponad dwa miesiące. Wiedzieliśmy, że chcemy chłopaka średniej wielkości. Przemawiały za tym względy praktyczne. Zakładaliśmy, że Tosia i Bella łatwiej zaakceptują psa niż suczkę. Średnie gabaryty z kolei gwarantowały, że Leon nie będzie czuł potrzeby potwierdzania swojej pozycji w stadzie.
I znów ogłoszenie adopcyjne
W końcu natrafiłam na ogłoszenie adopcyjne Tymka – kundelka wyglądającego na mix ONka z jamnikiem (nie mam pojęcia, jak miałaby ona powstać w praktyce…). Piesek został wyciągnięty z jednego ze schronisk cieszących się najgorszą sławą w Polsce. Tymek to mega przyjazny psiak, bez krzty agresji i naprawdę nie wiem, jak przetrwał miesiące spędzone w schronisku. Na szczęście przykuł uwagę osób zajmujących się ratowaniem psiaków z takich miejsc.
Tym razem, ze względów logistycznych, spacer zapoznawczy odbył się u nas – od razu z wizytą przedadopcyjną. Nasza banda przyjęła Tymka do rodziny bez jednego warknięcia i już z nami został. Dopiero się poznajemy – minęło zaledwie kilka tygodni, lecz już widać, że Tymuś świetnie dogaduje się ze wszystkimi.
Czeka go jeszcze operacja krzywej łapki, ale poczekamy z tym, aż poczuje się u nas zupełnie u siebie. Tymcio kocha wszystkich i rozdaje całusy na lewo i prawo. Pełna miska i miejsce na kanapie obok któregoś z domowników wystarczą mu do szczęścia.
Cztery psy – czy było warto?
Nie planujemy adopcji kolejnych czworonogów, cztery psy to wystarczająco dużo – sierści w kawie, błota na podłodze i brudnych śladów w pościeli. Przede wszystkim jednak, to cały ogrom miłości i mokrych buziaków na “dzień dobry” 🙂
To masa radości każdego dnia i wzruszeń, kiedy widzimy radość w oczach psiaków, w oczach, w których wcześniej czaił się lęk i smutek. Bezcenne!
Jeśli chcecie, żeby Wasz 1% wsparł bezdomne psiaki i kociaki, zachęcamy do przekazania go na rzecz naszej fundacji ?❤
➡️ Fundacja Sarigato
➡️ KRS 0000 445 475
➡️ Cel szczegółowy: Karmimy Psiaki
⠀
Więcej informacji uzyskacie na naszej stronie.
⠀
18 Comments