„Podjęliśmy ryzyko, żeby uratować jego życie” – historia Alexa

Na psa wraz z mężem zdecydowaliśmy się równo rok temu. Wiedzieliśmy, że to nie będzie proste, ponieważ nigdy nie wiadomo, jaki będzie pies. Postanowiliśmy jednak wspólnie podjąć ryzyko, żeby uratować czyjeś życie.
Do schroniska w Dąbrówce wybraliśmy się z kupioną wcześniej obrożą i smyczą. Piesek miał być średniej wielkości.
Gdy już trafiliśmy na miejsce pokazano nam Alexa (wcześniej Kolo). Psiak został oddany z podobnego metrażu jak nasz, ciężko przeżył rozstanie z poprzednimi właścicielami i dostał psiej depresji. Alex okazał się być wielkości owczarka.
Postanowiliśmy jednak zabrać go na spacer. Przeszliśmy się z psiakiem wokół schroniska. Bardziej interesowało go to, co dzieje się dookoła niż my. Mimo wszystko klamka zapadła. Zabraliśmy go z boksa, więc zabraliśmy go do domu.
Miało być lekko
Nasze wspólne życie miało być bezproblemowe, bo przecież taki sam metraż miał wcześniej. Założyliśmy, że Alex powinien być przyzwyczajony do warunków mieszkalnych w bloku.
Okazało się jednak, że ma lęk separacyjny. Po naszym wyjściu z domu wył w niebogłosy. Dodatkowo nie potrafił chodzić na smyczy, strasznie ciągnął. Postanowiliśmy poradzić sie behawiorystów. Jedne rady pomagały, inne szkodziły. Ale powoli praca z nim wychodziła coraz lepiej, aż z czasem przestał całkowicie wyć.
Aktualnie grzecznie sobie śpi, nawet jak zostanie sam na 8h. Nie było lekko, jednak najważniejsze to się nie poddać. Na smyczy też zaczął pięknie chodzić i słuchać komend, wszystko dzięki szkoleniom i czasowi, który poświęcił mu mąż. Nasze wspólne życie stało się dużo przyjemniejsze.
Odwidzięczył się całym psim sercem
Alex jest naszym najlepszym przyjacielem, jest bardzo wdzięczny, chodzi za nami krok w krok. Zmienił nasze dotychczasowe życie. Teraz najważniejsze jest spędzanie czasu wolnego tak, aby móc go spędzić z nim: wspólne wypady pod namiot, na kajaki, nad jezioro.
Trzeba jednak pamiętać, że w relację z psem trzeba wejść z pełnym zaangażowaniem i sercem, wtedy zwraca nam się miłość w 200%. Nie wyobrażamy sobie, żeby mogło nam go teraz zabraknąć.
Autorzy tekstu: Sara i Mateusz