Lilu już wie, że dzieląc się szczęściem mnożymy je!
Lilu:
Moja historia zaczyna się jak wiele psich historii – za kratami schroniska. Nie pamiętam, ile czasu spędziłam w kojcu. Widok żelaznych prętów, odgradzających mnie od świata, był moją codziennością odkąd przyszłam na świat.
Tamtego dnia była ciepła, czerwcowa pora. Razem z moją siostrą wypatrywałyśmy szczęścia. Żyłyśmy z innymi szczeniakami na małej przestrzeni. Za dom miałyśmy budę, która nie mieściła całej naszej zgrai. Mimo wszystko – szanowaliśmy siebie nawzajem i żyliśmy w zgodzie. No, może poza porą obiadową, bo jednak każda wygłodniała mordka połykała tyle, ile była w stanie ukraść.
Nic nie zapowiadało zmian, a przynajmniej tak mi się wówczas wydawało.
Było popołudnie. Schronisko odwiedziła zupełnie nowa osoba. Nie spojrzała nawet na mnie, swoje kroki skierowała do innego kojca, gdzie siedziała suczka w typie malinosa. Wypuszczono ją. Przestraszona, uciekła w najdalszy kąt wybiegu i nie miała ochoty z nikim współpracować.
Też mi odważna! Ja pokonałabym lwa, gdyby mnie człowiek oto poprosił!
Suczki w typie malinosa ostatecznie pani nie wzięła. Chciała z nią pracować, ale oszukaną ją co do wieku – z siedmiolatki zrobiono dwulatkę. Jako następną oglądała psinę czarną jak smoła i w typie flata. Trochę otyłą, ale młodą i z werwą. Jakby zaiskrzyło między nimi. Przynajmniej do momentu, kiedy nie ugryzła pracownicy schroniska. Czasami w ekscytacji jesteśmy wyrywne, bywa! Nie nasza to wina, w końcu bardzo rzadko opuszczamy swoją „celę”.
Dzięki takiemu splotowi wydarzeń zostałam w końcu zauważona!
Drzwi kojca otworzyły się i całe nasze stadko wybiegło na spotkanie temu człowiekowi!
Nie wiem jak to zrobiłam, ale byłam pierwsza! Rzuciłam się na nią, wylizałam całą twarz i chciałam się z nią bawić, aż do nocy! Nawet nie miałam wtedy pojęcia, że właśnie wkupiłam się w jej łaski. Czekała mnie jeszcze podróż długa podróż do nowego domu, ale nie byłam kierowcą, więc mogłam całą drogę przespać!
Właścicielka:
Lil jest żywym przykładem na to, że pies jako zwierzę z dużą potrzebą socjalizacji, kocha tym mocniej, im więcej się jej daje. Mimo spędzenia w schronisku swoich pierwszych miesięcy życia jest wyjątkowo pozytywnie nastawiona do otoczenia jak i ludzi. Uwielbia inne czworonogi, chętnie bawi się z kotami.
Niestety, mężczyźni to jakby temat tabu. Pracujemy nad tym i są widoczne postępy, ale to niestety przykre konsekwencje niezbyt delikatnego traktowania szczeniąt w zamknięciu.
W każdym razie jestem z niej bardzo dumna i aż nie mogę uwierzyć, że na początku chciałam zakupić border collie. Z Lilu mogę robić dosłownie to samo, co z przedstawicielem rasy aktywnej i nie, nie jesteśmy gorsze. Lil zna wiele sztuczek, a wiedzę przyswaja ekspresowo. Wystarczyło dać jej szansę, aby się wykazała.
Lilu:
A mówiłam wam, że zdobyłam trzy szczyty? Wzięła mnie na wakacje i razem podbiłyśmy Śnieżkę! Na przejażdżki rowerem też się punktualnie stawiam! No i często konno do lasu śmigamy. Takie mam teraz aktywne życie! Ale wiecie co? Pasuje mi ono! Pełna miska, dach nad głową i to wielkie serce, do którego wciąż się tulę i o więcej prosić nie muszę.
Dobrze jest mieć SWOJEGO człowieka i każdy czworonóg powinien takiego posiadać.
Psy rozkwitają dopiero wtedy, kiedy mają komu umilać czas i ubarwiać życie.
Autorka tekstu: Eliza Burzik