W schronisku znalazłam najlepszego przyjaciela – historia Maxa
14 lutego 2002 roku znalazłam się w zabrzańskim schronisku za sprawą kalendarza „Psitulmnie”, który wpadł w moje ręce. W moim domu był już wtedy jeden pies – dziesięcioletnia suczka, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Pojechałam. Zaprowadzono mnie do boksu, w którym znajdowały się szczeniaki. Nagle z korytarzy dało się usłyszeć dźwięk czterech łapek, skomlenie, piszczenie, szczekanie, szaleńczy bieg..i nagle przez drzwi wpadła mała rudawa kula, która wdrapała mi się po spodniach na ręce. Buziakom nie było końca.. Numer 2025 dostał imię Max.
Z Maxem nie było łatwo. Miał charakterek. Regularnie rzucał się na okna (które wybijał), aby dostać się na podwórko w momencie, kiedy słyszał psa sąsiadów. W ten sposób ciągle kaleczył sobie łapy. Jak widział igłę – wskakiwał mi na plecy. Nie słuchał mnie w ogóle, warczał, ujadał (nigdy jednak nie ugryzł). Nie okazywał respektu, potrafił się śmiertelnie obrazić.
Nienawidził kotów z takim zapamiętaniem, że aż trudno uwierzyć. Tak się złożyło, że zamieszkał z dwoma. Nie miały łatwego życia, ale po kilku tygodniach zwierzaki zaczęły się tolerować. W końcu ja i on też się dogadaliśmy. Zabrałam go na szkolenie, które, jak przypuszczam, bardzo dużo nam dało.
Pies w domu nie musi być problemem
Spędziliśmy razem fantastyczne chwile. Max wszędzie ze mną jeździł. Zwiedził mazurskie jeziora, był nad Bałtykiem, pływał kajakiem i rowerkiem wodnym, jeździł z nami na grzyby, zwiedzał zamki, pałace, chodził po górach, podróżował pociągami. Wszystko robiliśmy razem, byliśmy nierozłączni. Musiałam mieć większy namiot, aby psiak miał swój „pokój” i większe auto, bo do małych nie należał. No, ale czego się nie robi dla takiego kompana! Lepszego nie mogłam mieć. A gdzie nie przyjmowano zwierząt tam po prostu nas nie było.
Jedyny problem jaki nas spotkał to taki, że ciężko mu było zaakceptować nowego członka rodziny. Wyobrażałam sobie, że przynoszę synka ze szpitala. Pies się wita, cieszy, daje mu buziaki, a rzeczywistość okazała się inna.
Nie ma problemów nie do pokonania
Max czuł się zagrożony, nie wiedział, co się dzieje, reagował na mojego syna zbyt emocjonalnie. Musiałam go bardzo pilnować i stopniowo, pod kontrolą, pozwalałam mu się zbliżać do dziecka. Wszystko zmieniło się, jak synek zaczął jeść stałe pokarmy i tym samym dzielił się z Maxem 🙂 Od tej pory psiak na krok go nie odstępował. Skończyło się ujadanie, warczenie, a zaczęło się głaskanie i przytulanie.
Niestety długo to nie trwało… 15 sierpnia 2016 Maxymilian odszedł za Tęczowy Most. Jazda rowerem czy spacery już nie są takie same i nigdy nie będą. Do dzisiaj szukamy go po domu. Mój synek cały czas o niego pyta, a że ma trzy lata to ciężko mu zrozumieć, co się stało. Tęskni on, tęsknię ja, tęsknią wszyscy, którzy poznali Maxa. Ciężko się nam z tym pogodzić i mimo upływu czasu ciężko to zaakceptować.
Mój kochany rudzielec zawsze miał ciepło, zawsze miał pełną miskę i bardzo dużo miłości. Mam nadzieję, że dałam Maxowi dobre życie.
Autorka tekstu: Daria Cieślik