Od psa wiele się można nauczyć – historia adopcji Shaggy’ego
Zwierzętami interesowałam się odkąd pamiętam. W 2002 roku trafiła do mnie mała suczka Wiki. Towarzyszyła mi przez 12 lat. Była zawsze, zarówno kiedy było mi dobrze jak i wtedy gdy było źle. Pamiętam, że kręciła się po domu, gdy przygotowywałam się do komunii, gdy szłam na egzaminy maturalne lub kiedy siostra brała ślub. W związku z tym nigdy nie brałam pod uwagę, że nadejdzie czas, w którym jej nie będzie. Była bardzo wyrozumiała i kochała nas całym swoim psim sercem. Oczywiście z wzajemnością. Pomimo tego, że w związku z brakiem wiedzy o wychowaniu psa popełniliśmy wiele błędów – ona była idealna.
Niestety z początkiem 2014 roku zaczęły pojawiać się u niej problemy ze zdrowiem. Początkowo posłuszeństwa odmawiały tylne łapki, później zaczął dokuczać jej kręgosłup, aż w końcu zapadła na ciężką chorobę związaną z brakiem odporności po podaniu sterydów. Mój świat z dnia na dzień coraz bardziej tracił sens. Wszystko zeszło na dalszy plan. Studia czy znajomi – to wszystko nie miało wtedy znaczenia.
Nadszedł dzień kiedy było już tak źle, że wgłębi poczułam, że muszę jej pomóc. Wiki nie reagowała już na żadne z podawanych leków, cała była obolała i w ranach. Po konsultacji z weterynarzem podjęliśmy decyzję o eutanazji. Od tej pory wiem, że na ten temat można wypowiadać się dopiero wtedy, gdy się to przeżyje. I choć nadal bardzo mi jej brakuje to wiem, że nie mogłam wtedy postąpić inaczej.
Ból był ogromny, ale starałam się żyć dalej.
Po około miesiącu brak czworonoga doskwierał mi coraz bardziej. Mimo to wciąż nie wiedziałam, czy jestem na podjęcie takiej decyzji gotowa. W związku z tym, że od 2009 roku jestem wolontariuszką, temat adopcji nie był mi obcy. Jednak kiedy przyszło mi się z tą decyzją zmierzyć osobiście, czułam się bezradna. Nie miałam pojęcia, jak z takiej ilości potrzebujących zwierzaków mam wybrać tego jednego.
Wiele godzin przeszukiwania ogłoszeń, zastanawiania się, jaki pies byłby odpowiedni dla mnie i co ja mogę mu zaoferować w zamian.
Był nawet moment, kiedy poczułam, że już znalazłam idealną sunię. Jednak kiedy przyszło, co do czego, to serce podpowiadało mi, że nie jestem gotowa. Bałam się, że przez to nie będę mogła w 100% jej pokochać i dać od siebie tyle, ile bym chciała.
Zadecydował los
Pewnego popołudnia na stronie schroniska znalazłam małą czarną kulkę, która przykuła moją uwagę. W tym samym czasie na maila dostałam wiadomość od mojej mamy z linkiem do ogłoszenia właśnie tego psiaka.
Podczas jednej z wizyt w schronisku u swoich podopiecznych postanowiłam go odwiedzić. Był jeszcze na kwarantannie. Moim oczom ukazal się rozczulający widok. Zza krat wyglądał mały, rozszczekany kundelek, który skakał po całym boksie, próbując zwrócić na siebie uwagę. Moje serce zabiło mocniej.
Czekałam do końca kwarantanny, ale decyzja zapadła we mnie w momencie, gdy go zobaczyłam. Mimo że planowałam wybrać średniej wielkości ok. 2 letnią suczkę. W ten sposób 27 maja 2014 r. do rodziny dołączył niespełna półroczny Shaggy. Mały, kudłaty, na krótkich i krzywych łapkach.
Odwrócił moje życie do góry nogami
Dzięki niemu poznałam i wciąż poznaje wiele wspaniałych ludzi. Wciągnęłam się także w świat psich sportów. Póki co amatorsko. Ma być to dla nas zabawa, sposób na zmęczenie psiego mózgu i zacieśnienie relacji.
Towarzyszy mi codziennie, zdarza się że także w pracy. Podróże autem czy MPK nie są dla niego żadnym kłopotem. Jesteśmy nierozłączni. W ciągu tych ostatnich lat stał się częścią mojej rodziny, moim najwierniejszym przyjacielem, pocieszycielem i nieodłącznym towarzyszem.
I choć czasem nie jest kolorowo, bo Shaggy bywa niesforny i często spędza sen z powiek – wiem, że byliśmy sobie pisani. Codziennie nasza relacja uczy mnie cierpliwości i wzajemnego zrozumienia.
Wiem też, że gdybym cofnęła się w czasie, podjęłabym dokładnie taką samą decyzję.
Każdemu polecam adopcję, ale taką na dobre i na złe. Bo gdy pojawiają się problemy to trzeba je rozwiązywać, a nie oddawać psiaka do schroniska.
Autorka tekstu: Paulina Kasprzyk