WASZE HISTORIE

Chory, kulawy, niewidomy – czy taki pies ma szansę na adopcję?

W ogłoszeniach dotyczących adopcji pojawiają się również psiaki niepełnosprawne. Zazwyczaj ich kalectwo spowodowane jest wypadkiem, chorobą lub ludzkim okrucieństwem. Często takie psy bardzo długo szukają swojego domu.

Dlaczego tak się dzieje? Czy posiadanie psiaka niepełnosprawnego to takie wielkie wyzwanie? Czy te psie „biedy” nie mają szans na własny dom?

W moim życiu psy były zawsze, odkąd pamiętam. Różne psy – adoptowane ze schroniska, znajdy, kupione na bazarze, przywiezione ze wsi, rodowodowe po championach.

Jednak do niedawna były to psy zdrowe, z czterema sprawnymi łapami, wszystkimi świetnie funkcjonującymi zmysłami, na ogół młode i dobrze rokujące. Pewnego dnia, ponad dwa lata temu urzekł mnie i zaczarował piesek niepełnosprawny.

Jego sympatyczna mordka, jaką zobaczyłam na zdjęciu i jego smutna historia sprawiły, że nie mogłam przestać o nim myśleć. Nie zastanawiałam się, czy dam sobie z nim radę, chociaż nie miałam w tym względzie żadnej praktyki – piesek był niewidomy.

Historia Tobisia (bo o nim tu mowa) jest historią, jakich wiele. Psiak błąkał się samotnie, zagłodzony i półdziki, aż natrafił na dobrą duszę. Opiekę nad Tobisiem przejęła jedna z podwarszawskich fundacji.

Szybko okazało się, iż psiak nie widzi, weterynarz, który go oglądał był zdania, iż stracił wzrok z głodu. Tobiś długo szukał domku, w końcu znalazł go u mnie.

Czy moje życie zmieniło się od tamtego czasu? Oczywiście, że tak! Ale bynajmniej nie na gorsze.

Tobisiowaty okazał się wspaniałym, małym uparciuchem, który szybko nauczył się żyć ze swoją niepełnosprawnością i świetnie sobie radzić.

Początkowo miał drobne wypadki – wpadał na ściany, spadał ze schodów, raz nawet zleciał z mostku do strumyczka i śmiertelnie się wystraszył! Widać było, że dopiero uczy się funkcjonować „po ciemku”. Uczył się także ufać mnie.

Ponieważ psiaczek zaznał wiele złego od ludzi trzeba było traktować go bardzo delikatnie, bo po prostu krzyczał z przerażenia. Nie umiał zachować czystości, chodzić na smyczy, nie przychodził na zawołanie, a pogłaskany niespodziewanie po prostu gryzł.

Małymi kroczkami pokonywałam tobisiowe lęki, uczyłam go, że ludzka ręka nie zawsze oznacza ból, że może mi zaufać.

Teraz, po dwóch latach mam wspaniałego przyjaciela, który wcale nie czuje się gorszy. Tobiś biega bez smyczy (oczywiście nie wszędzie), przychodzi na zawołanie jak każdy inny pies, nawet aportuje piłeczkę, do wnętrza której włożyłam malutkie dzwoneczki!

Chodzi po schodach, sprawdzając wcześniej łapkami ich wysokość, uwielbia czesanie i (uwaga!) mycie zębów. Potrafi bawić się z innymi psami, nie jest ani agresywny ani lękliwy. Czasem na coś wpadnie, ale komu to się nie zdarza? Jeśli nie widzi się jego mordki można nie dostrzec także niepełnosprawności.

Jaki morał z tej opowieści? Bardzo prosty – warto adoptować takie psiaki! Nie bójcie się, to naprawdę nic wielkiego!

Pies to wspaniałe stworzenie, które pomimo wszelkich przeciwności losu cieszy się każdą chwilą, każdym dniem spędzonym z Wami, a za wasze uczucie odwdzięcza się po trzykroć. Nie ma obawy, że nie podołacie wyzwaniu, bo to nie jest żadne wielkie wyzwanie.

Poza niewidomym Tobisiem mieszka ze mną jeszcze Pinia – kolejny niepełnosprawny piesek, ale to już temat na następną opowieść.

 

                                                                      Anna Malinowska

Pokaż wiecej

Magda Bąk

Studentka IV roku socjologii na Wydziale Humanistycznym AGH. Lubi podróżować, słuchać muzyki i robić zdjęcia. Kocha wszystko co związane z Włochami, a zwłaszcza ich kuchnię. Prywatnie właścicielka szalonego Maltańczyka o imieniu Malik.

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button